ŻEGLARSTWO, DLACZEGO NIE ?

Wielokrotnie zadawano mi  pytanie dlaczego, będąc osobą niepełnosprawną,  wybrałam żeglarstwo. Przychodzi mi na myśl tylko jedna odpowiedź.  A dlaczego nie?

Podzielę się więc kilkoma przemyśleniami.

Przygoda i pasja nie są zarezerwowane tylko dla sprawnych.

Pragnienie przygód, dalekich podróży i rejsów zaczyna się od dzieciństwa, od pierwszej książki Juliusza Verne’a.

Kiedy kogoś z naszych bliskich, a w szczególności dziecko, dotyka niepełnosprawność, poświęcamy wszystko aby zapewnić mu rehabilitację a jednocześnie chronimy przed każdym upadkiem i wszystkim, co uważamy za niebezpieczne.  Pragniemy aby zdobyło wykształcenie, w przyszłości podjęło pracę, stało się samodzielne i niezależne.  Jednocześnie utwierdzamy w przekonaniu, że przygody i ryzyko są dla innych, tylko dla sprawnych. Takie postępowanie sprawia, że  osoba niepełnosprawna nigdy nie będzie wiedzieć jakie są jej faktyczne możliwości.

Podobnie bywa z osobami, które uległy wypadkowi bądź chorobie w dorosłym życiu. Powszechnie panujący kult osoby wysportowanej i sprawnej fizycznie powoduje, że czują się wykluczeni z aktywnego życia skupiając całą uwagę na rehabilitacji medycznej.  Kiedy nie przynosi rezultatów, często poddają, się prowadząc „spokojne i nudne życie młodego rencisty”.  Chyba, że ktoś im pokaże, jak można inaczej.

Żegluję bo lubię oglądać morze „od środka”

Przez wiele lat uprawiałam żeglarstwo śródlądowe, potem nadszedł czas na zatoki i wody przybrzeżne,  jednakże nic nie zastąpi widoku „morza od środka”, jakiego miałam okazję  doświadczyć podczas rejsu do Szwecji na jachcie „Empatia- Polska”.  Nic nie zastąpi widoku horyzontu po 3600, który  przesłania tylko wysoka fala. Poznałam jak wygląda morze  w różnych stanach i kolorach. Wiem co to znaczy ryk fal.  Wreszcie, nocne wachty, wypatrywanie mijających statków, odczyty kompasu i obliczanie pozycji, uważne słuchanie komunikatów meteorologicznych.  Adrenalina.  Porty, szanty w różnych językach. Sprawni żeglarze, którzy  traktują nas jak równych, wiedząc co znaczy żeglowanie przy 6 0 B przez 36 godzin. Po rejsie wydawało mi się, że zdobyłam mój Mont Everest, teraz wiem, że to tylko początek wspinaczki. Żeglarstwo to fajny sposób na poznanie świata, nie tylko od lądu. Było mokro i zimno,  ale cudownie. Jeszcze to powtórzę. Każdy kto kocha przygodę powinien choć raz zaznać jej na morzu.

Niepełnosprawność to tylko inny sposób trzymania klamki a żeglarstwo nie jest bardziej niebezpieczne niż oblodzony chodnik

Prawie wszyscy sprawni zastanawiają się się jak osoba niepełnosprawna poradzi sobie na jachcie, rzadko jednak zastanawiają się jak  poradzi sobie  na oblodzonym chodniku, czy też jak wsiądzie do samochodu gdy inny kierowca zaparkuje zbyt blisko uniemożliwiając jej otwarcie drzwi.

Żeglowanie po morzu osób z niepełnosprawnością wydaje się być osobom sprawnym czymś ekstremalnym i skrajnie niebezpiecznym. Pewnie dlatego, że najbardziej boimy się rzeczy których nie znamy lub nie umiemy sobie wyobrazić.  Powszechny slogan o osobie „przykutej do wózka inwalidzkiego”  kojarzy się ze średniowieczną karą za grzechy i potęguje przekonanie o niemocy osoby niepełnosprawnej.  Niepełnosprawny (często mylony z chorym)  wzbudza poczucie litości a zarazem zakwalifikowany zostaje do innego świata, tego gorszego, którego się panicznie boimy.

A tymczasem wózek inwalidzki nie jest karą, lecz  sprzętem ułatwiającym poruszanie się. Niepełnosprawność   to inny sposób przemieszczania się, inny sposób trzymania klamki, inny sposób percepcji.  Gdyby poszerzyć drzwi, wybudować pochylnie, to często osoba na wózku poruszałaby się szybciej i sprawniej od osoby chodzącej,  być może również na jachcie.

Tu wszyscy mają kłopoty z utrzymaniem równowagi. Neptun nie klasyfikuje ludzi pod kątem niepełnosprawności. Choroba morska nie jest bardziej uciążliwa niż dolegliwości po chemioterapii.  A z  moich doświadczeń wynika, że częściej doskwiera ona osobom sprawnym niż niepełnosprawnym, cóż… być  może ich błędnik nie jest przyzwyczajony do ciągłego „kiwania się” ,  jak np. to bywa u osoby  kulejącej.

Nie można dostosować pogody ale można dostosować jacht

Przestrzeń, sprzęty  projektują osoby sprawne dla sprawnych a potem, kosztem wysokich nakładów, przystosowują je dla potrzeb niepełnosprawnych, głosząc przy okazji  szczytne hasła o integracji.   Tymczasem sprawność dotyczy głównie osób od 10-go do 50-go roku czyli zaledwie połowy naszego życia. Po pięćdziesiątce zaczynają nam doskwierać  różne dolegliwości, jak: otyłość, reumatyzm, niewydolność krążeniowa, przysłowiowe łamanie w kościach itd.  Dzieci z kolei i osoby o niskim wzroście, mają trudności pokonywaniem schodów,  nie sięgają do wieszaków na ubrania czy do przycisków na domofonie lub w windzie.  Brak zrozumienia potrzeb innych ludzi,  to przejaw egoizmu  i braku wyobraźni.   Wiele jest jeszcze do zrozumienia  i zrobienia. Nie dzielmy ludzi na dwa światy.

Nie można „dostosować” pogody, chociaż coraz częściej można ją przewidzieć. Można zminimalizować ryzyko. Można natomiast przystosować jacht dla potrzeb osób z różnymi dysfunkcjami.  Jacht „Empatia- Polska posiada wiele udogodnień dla osób niepełnosprawnych, jednakże nie może na nim  żeglować osoba na wózku inwalidzkim.  Marzy mi się polski jacht dostępny dla prawie każdego. Mają takie Holendrzy, mają Brytyjczycy, warto żebyśmy mieli i my.

Taka inwestycja zaprocentuje nie tylko w postaci dania niepełnosprawnym szansy na przeżycie przygody, ale  pokaże niepełnosprawnym i sprawnym, że myślimy o nich we wszystkich aspektach.   Niepełnosprawnym nie oferujmy tylko chleba, ale również igrzyska.

Niepełnosprawny nie znaczy nierozsądny

Moja przygoda z żeglarstwem zaczęła się kiedy zobaczyłam niepełnosprawnych żeglarzy z Holandii.  Większość z nich była bardziej niepełnosprawna niż ja. Mieli za sobą wiele rejsów morskich i spore doświadczenia regatowe. Pomyślałam, skoro oni mogą, to dla czego nie ja?  Do swoich umiejętności, podobnie jak wielu moich kolegów i koleżanek, dochodziłam małymi kroczkami. Zaczęłam  od żeglarskich weekendów na wodzie, rejsów po jeziorach mazurskich, po kilku latach zdobyłam wymarzony patent. Potem zaczęłam brać udział w regatach osób niepełnosprawnych, krajowych i zagranicznych.  Wreszcie wymarzony rejs po IJsslemeer i wodach przybrzeżnych Morza Północnego  na dostosowanym holenderskim żaglowcu „Lutgerina”.  W końcu przyszedł czas na rejs na s/y Empatia-Polska i zmierzenie się z trudnym Bałtykiem.  

Załogi zawsze dobierają się w taki sposób, aby pomimo niepełnosprawności, móc wykonywać wszystkie czynności. Na rejsach morskich i  turystycznych towarzyszą nam sprawni koledzy, natomiast podczas zawodów regatowych skład załogi regulowany jest międzynarodowymi przepisami ISAF/IFDS opracowanymi tak, aby poszczególne niepełnosprawności się kompensowały.
Każdy z członków niepełnosprawnej załogi zdaje sobie sprawę ze swoich ułomności i braków.  Ale wpieramy się i pomagamy sobie nawzajem.  Wykonujemy pewne czynności inaczej np. na siedząco, ale to nie znaczy że gorzej czy mniej sprawnie. 

Dziś wydaje mi się  bardzo istotne, żeby pokazać niepełnosprawnym i sprawnym „niedowiarkom”, że żeglarstwo osób niepełnosprawnych jest możliwe.  Skoro  stało się dyscypliną paraolimpijską, to znaczy że można je również uprawiać w mniej ekstremalnej wersji. Nieważne jest zdobywanie nowych lądów, lecz poszukiwanie nowych horyzontów.

Nie chcemy łez wzruszenia, chcemy żyć tak jak inni, chcemy żyć z pasją

Ludzie często mówią mi, że jestem dzielną i odważną osobą. Chyba nie. Boję się wielu rzeczy: oblodzonych chodników, starości, karaluchów i  Urzędu Skarbowego, ale czy to znaczy,  że mogę tego uniknąć ?   Lubię żyć z pasją.  Żeglarstwo daje mi poczucie wolności i niezależności.

Chęć przygody,  poznawania świata i rywalizacji towarzyszy ludziom od zawsze, osobom niepełnosprawnym też. Zamiast litości czy łez wzruszenia potrzebujemy konkretnych działań. Niepełnosprawni,  jak inni żeglarze też kochają oglądać wschody i zachody słońca „od środka morza”.

 

Ewa Nazarowska
żeglarz jachtowy z niepełnosprawnością ruchową